Helenka Kmieć - wspomnienia
Wspomnienia Helenki Kmieć z jej pobytu w szkole, napisane przez nią 30 września 2016 roku i zamieszczone w książce "25 lat Zespołu Szkół KSW".
Helena Kmieć, absolwentka 2009; klasa "Centuria"
W 1998 roku rozpoczęłam edukację w Szkole Podstawowej KSW w Libiążu. Tam też uczęszczałam do Gimnazjum i Licem Ogólnokształcącego (panie wychowawczynie: Maria Pawełkiewicz, Urszula Bakalarz – Bolek i Irena Nowak), choć tylko przez rok, gdyż po pierwszej klasie liceum wyjechałam do Wielkiej Brytanii na dwuletnie stypendium do szkoły Leweston School w Sherborne, Dorset. Ukończyłam szkołę w 2009 roku i w październiku rozpoczęłam studia na Politechnice Śląskiej, na kierunku inżynieria i technologia chemiczna, prowadzonym w języku angielskim. Po obronieniu dyplomu magistra inżyniera w 2014 roku rozpoczęłam pracę w zupełnie innej branży – jako stewardessa w liniach lotniczych.
Z uśmiechem wspominam szkolne przedstawienia, do którego zawsze sami układaliśmy w klasie scenariusze. Zawsze były one pełne humoru, a ponieważ tworzone były przez nas i dla nas samych, role były dopasowane do charakterów, co czyniło je jeszcze bardziej wyjątkowymi.
Pamiętam szczególnie jedno z tych przedstawień – jasełka, które z grupą osób zebraną z różnych klas stworzyliśmy „od zera” w trzy dni. Z jakichś powodów klasa, która miała przygotować wtedy świąteczne przedstawienie, nie zrobiła tego. Jednak ja nie mogłam wyobrazić sobie szkolnej Wigilijki bez jasełek, dlatego za zgodą pani dyrektor zebrałam grupę chętnych, z którą przygotowaliśmy to ekspresowe przedstawienie. Udało się wykonać je bez większych wpadek!
Gdybym miała coś powiedzieć w charakterze wskazówki od starszej koleżanki, to najpierw byłoby to: Uczcie się języków – to jest most do świata! Korzystajcie z tego, co oferuje Wam szkoła, szukajcie swoich zainteresowań, pasji, a kiedy je znajdziecie, pogłębiajcie je. Nie poprzestawajcie tylko na nauce, bądźcie aktywni w szkole i poza nią, szukajcie przestrzeni, w której możecie zrobić coś więcej, podzielić się swoimi talentami, stworzyć coś wyjątkowego.
Mój obecny zawód, dość nietypowy, gdyż pracuję jako stewardessa – choć niezwiązany z kierunkiem studiów, jakie ukończyłam – jest połączeniem moich pasji: podróżowania, odkrywania świata, poznawania nowych kultur, języków, a także pracy z ludźmi, która daje mi dużo radości. Staram się wykorzystywać możliwości, które daje mi ta praca, dlatego gdy tylko jest okazja, w czasie wolnym, wyjeżdżam (a raczej: wylatuję), czasem choćby na parę dni, do różnych krajów, aby zwiedzać i poznawać świat.
Wiele moich szkolnych zainteresowań i aktywności wykorzystuję w życiu dorosłym. To właśnie w szkole miałam okazję stawiać pierwsze kroki jako różnego rodzaju lider. Najpierw była to funkcja przewodniczącego klasy, później szkoły: gimnazjum i liceum. Dzięki tym rolom nauczyłam się, jak kierować grupą osób, zdobyłam doświadczenie jako pewnego rodzaju przywódca. Choć lubię też pracować pod czyimś nadzorem, jako członek zespołu, niejednokrotnie zdarzają się sytuacje, w których przejmuję prowadzenie, korzystając z umiejętności zdobywanych już wtedy, w szkole.
Jednym z większych przedsięwzięć, w którym przyjęłam rolę lidera, była organizacja Światowych Dni Młodzieży, podczas których pełniłam rolę przewodniczącej Parafialnego Komitetu Organizacyjnego. Było to wielkie wyzwanie, ale po tygodniach intensywnej pracy mogłam poczuć ogromną satysfakcję z udanej organizacji.
W szkolnych czasach odnosiłam też sporo sukcesów artystycznych. Głównie w pierwszych latach nauki w szkole podstawowej brałam udział w wielu konkursach recytatorskich, w których niejednokrotnie udawało się odnosić mniejsze i większe sukcesy. Szczególnie ważny był dla mnie jeden z pierwszych – Konkurs Poezji i Piosenki Religijnej w Wadowicach, w którym udało mi się zdobyć I miejsce. Był to dla mnie wówczas wielki sukces. Po konkursie odbywało się uroczyste wręczenie nagród. Z uśmiechem wspominam teraz tę małą dziewczynkę, która na wypełnionej po brzegi sali teatralnej wchodziła na scenę przy dźwięku fanfar i odbierała nagrodę – rzeźbę Pana Jezusa Frasobliwego, która do dziś stoi w domu i przypomina mi te wyjątkowe chwile.
Występowanie na scenie nie skończyło się w moim życiu razem z ukończeniem szkoły, wręcz przeciwnie – to był dopiero początek. Choć wbrew nadziejom babci, która chciała, żebym poszła do szkoły aktorskiej, wybrałam zupełnie inną drogę, będąc już na studiach rozpoczęłam naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Gliwicach, w klasie śpiewu solowego mgr Joanny Wojnowskiej. Podczas czteroletniej nauki w tej szkole wielokrotnie stawałam na scenie z okazji różnych koncertów i przedstawień, z których najważniejszym był mój recital dyplomowy wieńczący naukę w tej szkole. Choć teraz rzadziej już zdarza mi się występować solo, śpiew jest wciąż bardzo mocno obecny w moim życiu – na stałe śpiewam w scholi Duszpasterstwa Akademickiego w Gliwicach, ale biorę też udział w różnych innych projektach.
Mam jeszcze wiele swoich marzeń i celów, ale jednym z ideałów, które staram się realizować, to chęć bycia dla innych. Robienie czegoś tylko dla siebie nie daje tyle radości, co robienie czegoś dla drugiego człowieka. Wspaniale jest móc przez swoje działania i talenty wywoływać czyjś uśmiech na twarzy i nieść innym pomoc.
Jestem osobą, która nie potrafi „usiedzieć na miejscu”, dlatego chętnie angażuję się w bardzo różne działania na wielu polach. Lubię być wśród ludzi, rzadko spędzam czas sama. Poza wspomnianym już śpiewem i muzyką w ogóle (gram też na gitarze), chętnie spędzam czas aktywnie, chodząc po górach czy jeżdżąc na rowerze, lubię także grać w squash, niedawno zaczęłam próbować swoich sił we wspinaczce. Inną moją pasją jest taniec, w szczególności salsa.
Dużo radości daje mi możliwość pomocy i tworzenia czegoś dla innych, stąd moje zaangażowanie w pomoc dzieciom w nauce w świetlicy „Caritas” i działalność w Katolickim Związku Akademickim w Gliwicach.
W 2012 roku znalazłam swoje miejsce w Wolontariacie Misyjnym „Salvator” WMS – wyjątkowej wspólnocie młodych, wartościowych ludzi, pełnych entuzjazmu, energii, chęci do działania, którzy tak jak ja chcą żyć nie dla siebie, ale przede wszystkich dla innych. Z ramienia Wolontariatu dwukrotnie posłana byłam na krótkie, kilkunastodniowe wyjazdy, podczas których w kilkuosobowej grupie prowadziliśmy „półkolonie” dla dzieci przy parafiach księży salwatorianów – pierwszy raz w Galgahévíz na Węgrzech, za drugim razem w Timișoarze w Rumunii. W 2013 roku pojechałam na wyjątkową misję do Zambii, gdzie przez dwa miesiące pracowałam z dziećmi ulicy, między innymi ucząc ich czytania, pisania, angielskiego i matematyki oraz towarzysząc im w codziennym życiu w ośrodku Salvation Home w stolicy Zambii, Lusace i w oddalonym o ok. 70 km centrum młodzieżowym Kulanga Bana Farm w Chamulimbie. Mogę bez jakiejkolwiek przesady powiedzieć, że to niesamowite doświadczenie zmieniło mnie, jako osobę i moje życie. Widząc jak zupełnie to życie w biednych krajach Afryki różni się od naszego europejskiego luksusu, wróciłam stamtąd mając zupełnie inne spojrzenie na świat. Nauczyłam się bardziej doceniać to, co mam, dziękować Bogu za to, czego mi nie brakuje na co dzień, cieszyć się nawet małymi rzeczami.
Te dwa miesiące wydają się być dość długim okresem czasu, jednak tak naprawdę udało mi się zaledwie w małym stopniu poznać tamtejsze realia, kulturę i mentalność mieszkańców. Marzył mi się dłuższy wyjazd, w czasie którego mogłabym głębiej wejść w rzeczywistość, w której się znajdę, nawiązać bliższe relacje z ludźmi, poznać ich potrzeby i dzięki temu móc lepiej im służyć. To marzenie ma się spełnić w przyszłym roku – planuję wtedy wyjechać na pół roku na placówkę misyjną sióstr Służebniczek Dębnickich w Boliwii.